ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »
« < 1341 1342 1343 1344 1345 ... 1841 > »

Socjotechnika. Sztuka zdobywania władzy nad umysłami

W erze społeczeństw informacyjnych niemal wszyscy narażamy się na bycie manipulowanymi. Znajomość zasad rządzących socjotechniką uświadomi nam, jak skutecznie się przed tym obronić. Na nic zdadzą się zabezpieczenia systemowe, gdy przed monitorem siedzi łatwowierny i dający się podejść w dziecinny sposób użytkownik. Znaczna część ataków komputerowych opiera się na wykorzystaniu socjotechniki, która poprzez podświadome zwodzenie użytkowników, otwiera furtkę dla potencjalnych agresorów. Christopher Hadnagy jest głównym twórcą modelu socjotechnicznego, który wykorzystywał w swojej pracy w branży IT. W jego opracowaniu poznacie najefektywniejsze techniki szpiegów i oszustów, taktyki manipulacji i wykorzystania aspektów psychologicznych do wywierania wpływu na drugą stronę. Dowiecie się, jak nieprzebrana siła drzemie w umiejętnym stosowaniu perswazji. Na końcu poznacie kilka przypadków z życia znanych osób (np. Kevina Mitnicka), w których socjotechnika była czynnikiem kluczowym. Biorąc pod uwagę przydatność zamieszczonych tu informacji, rekomendujemy tę pozycję każdemu.
magazynt3.pl 2012-03-22

Tysiąc szklanek herbaty. Spotkania na Jedwabnym Szlaku

Zupełnym przypadkiem miesiąc temu natknęłam się na zapowiedź (bardzo wtedy lakoniczną) tejże książki. Już sam tytuł spowodował, że zamarłam w oczekiwaniu na więcej informacji. Potem zobaczyłam okładkę, która jest po prostu przepiękna! Kiedy dorwałam się do spisu treści, wiedziałam to na pewno. Ta książka musi być moja. Premierowo, bo od dzisiaj można ją kupić w niektórych księgarniach, napiszę o niej, najlepiej jak umiem. Bez emocji i wtrętów osobistych się nie obędzie, także ... rozsiądźcie się wygodnie i ... zaparzcie sobie herbatę.

Osoba Robba Maciąga, jako istotce zaangażowanej w świat i literaturę podróżniczą, o uszy i oczy rzecz jasna mi się obiła. Wyprawy rowerowe, Azja, w szczególności Indie oraz Azja Południowo-Wschodnia. Tyle wiedziałam. Wychodzi na to, że totalną ignorantką się nie okazałam. Z okładki doczytałam, że to nauczyciel, mieszkający w okolicach Jeleniej Góry. Laureat Travelera i tytułu Podróżnika, prowadzący również fundację "Szkoły na końcu świata". Małżonka - sztuk jeden, o jedynym słusznym imieniu - Ania. Powiem szczerze - po takim wprowadzeniu, spokojnie mogłabym zostać sztuką drugą. Wszak imię to samo.

Do rzeczy - idea wyprawy Jedwabnym Szlakiem pojawiła się dawno, jednak realizacja nastąpiła w roku 2010. Ruszając z İskenderun, trójka śmiałków - Robert, jego żona Ania oraz ich angielski przyjaciel, Ben, postanowili odtworzyć starożytny szlak, który wił się przez całą Azję. Na rowerach. Osiem miesięcy w podróży, tysiące wypitych szklanek herbaty, mnóstwo zdjęć, uśmiechów i serdeczności. Dawniej Jedwabny Szlak łączył Chiny z Europą i Bliskim Wschodem, miał długość około 12 tys. km i był wykorzystywany aż do XVII wieku.

Dlaczego książka wywołała we mnie spazmy zachwytu nietrudno odgadnąć. Na trasie ich wyprawy znajdowały się takie państwa jak (w kolejności) Syria, Turcja, Iran, Turkmenistan, Uzbekistan, Tadżykistan oraz Chiny. Jednym słowem - moje dream-tour. Po oczytaniu się w Terzanim oraz Kapuścińskim, poczułam, że współczesna relacja może wiele wnieść w moje głębokie pragnienie zobaczenia tych miejsc. Nie ukrywam, że mam ogromny sentyment do herbaty - parzonej i pijanej na wschodnio-orientalny sposób, także tytuł był tylko argumentem ostatecznym.

No właśnie - skąd tytuł? Jak napisał R. Maciąg w ich podróży najwięcej było właśnie herbaty. Napoju, który jest bardziej gościnny niż alkohol. Przecież to przyjaciół i gości zapraszamy do siebie na "szklankę herbaty", jest bardziej przytulna, domowa, osobista. "Herbata jest zawsze gorąca, tak jak zaproszenie do domu" *.

Czytając książkę, cały czas miałam z tyłu głowy pewną obawę. Przyznam się, że podeszłam mocno emocjonalnie - chociażby do części tureckiej. Łapałam się na tym, że im dalej w lekturę, tym mocniej porównywałam swoje wyobrażenia do tego, co napisał p. Maciąg, a to z kolei odnosiłam do relacji T. Terzaniego i R. Kapuścińskiego. I - co nie jest zaskoczeniem - z przyjemnością odkrywałam tureckie akcenty w nietureckich rozdziałach - tureckie nazwy, sturczone określenia, potrawy, zachowania. Reasumując - już na początku mojej przygody z "Tysiącem szklanek ..." pojawiły się Oczekiwania (celowo od wielkiej litery). Mocno spowalniałam czytanie, bo wiedziałam, że jak zamknę książkę, to powrócę z tych baśniowych dla mnie okolic, do jakże kochanego, ale mocno codziennego Poznania. Czy udało się moje Oczekiwania dopełnić? Tak. Po krótkim rachunku sumienia - zdecydowanie tak.

Otwierając książkę Roberta Maciąga trzeba mieć świadomość, że nie jest to ani reportaż, ani książka stricte podróżnicza. Jest to relacja z wyprawy, prowadzona w konwencji gawędy, przyjacielskiego spotkania. Wydana nowatorsko, co dla czytelnika może być nieco kłopotliwe (o tym poniżej), jest bardziej relacja socjologiczną, niż klasycznie podróżniczą. Więcej tu ludzi, zwyczajów, serdeczności, niż suchych faktów geograficzno-historycznych, co rzecz jasna jest ogromną zaletą.

Relacja została podzielona na rozdziały, które odpowiadają przebiegowi wyprawy przez kolejne kraje. Podróżujemy więc z Anią i Robertem, zaczynając od Syrii, dalej poprzez Turcję, Iran, Turkmenistan, Uzbekistan, Tadżykistan, na Chinach skończywszy. Podróżnicy udowadniają, że ten się boi "obcych", kto nie podróżuje, bo ich - jako cudzoziemców - spotkały tylko uprzejmość, serdeczność oraz gościnność. Opowieści, jak wspomniałam wcześniej, są pisane gawędziarskim językiem, nieraz trącącym nieco belferskim zacięciem, jednak - przyznam szczerze - nie przeszkadza to w ogólnym odbiorze książki. Nie jest to przewodnik, ani relacja krajoznawcza - powtórzę raz kolejny - to raczej zbiór luźnych wspomnień i wrażeń. Ponadto to relacja socjologiczna - pełno tutaj portretów ludzi, u których podróżnicy nocowali, biesiadowali, bądź ... pili herbatę.

Mam oczywiście swoje ulubione fragmenty i tajemnicą dla nikogo nie będzie, że dotyczyć one będą Turcji. "Śniadanie jest doskonałym usprawiedliwieniem wszelkiego lenistwa w Turcji. Co do tego nie powinno być żadnej dyskusji, w końcu menu takiego śniadania samo wszystko tłumaczy" **. Po stokroć się zgadzam! Tradycyjne tureckie kahvaltı, czyli nic innego jak śniadanie, to świeże pomidory, ogórki, oliwki, biały kozi, mocno słony ser (beyaz peynir), jajko - ugotowane na twardo, bądź w formie jajecznicy, oczywiście chleb - najlepiej nieco przypieczony - pszenny, biały (ekmek), może jakiś dżem (najlepiej różany bądź figowy). A do tego wszystkiego jedyny, słuszny çay, czyli herbata. Najlepsza turecka herbata pochodzi znad Morza Czarnego z miejscowości Rize. W Turcji podawana jest w małych szklaneczkach w kształcie tulipana - bardaczkach (bardak po turecku oznacza nic innego jak szklanka, a tulipan to symbol narodowy Turcji), zawsze z cukrem, zawsze w kostkach. Podobnie jak Robert Maciąg - herbaty przeważnie nie słodzę, jednak kiedy piję ją w Turcji, bądź na turecką nutę - obowiązkowe są przynajmniej dwie kostki. Inaczej ta mocno aromatyczna, czarna herbata nie smakuje. Gorąca herbata jest doskonałym antidotum na upały - polecam wypić szklaneczkę gorącej herbaty - to naprawdę działa ***.
Türkçe çay podawana jest zawsze na koniec posiłku w tureckich restauracjach - jako prezent od właściciela lokalu

Często w weekendy, rodziny - jak się okazało nie tylko tureckie - wyjeżdżają pod miasto, aby biesiadować. W Turcji wybierają miejsca nad rzekami, pod drzewami - z bagażnika wyciągają grille (na przykład jednorazowego użytku - swoista aluminiowa tacka wypełniona węgielkami, którą po użyciu można od razu zutylizować), ogromne ilości jedzenia i biesiadują. Nieodzownym elementem jest również mój ukochany ayran - napój przygotowany na bazie jogurtu, wody i soli - doskonale gasi pragnienie (można już kupić w Polsce - m.in. produkuje go firma Candia, proponuję jednak podpytać w kebab-shopach prowadzonych przez Turków - zdarza się, że sprowadzają oryginalny tureckim ayran).Podobnie rzecz miała się w Iranie: "Przynoszą ze sobą plastikowe pudełka pełne obiadowych smakołyków, czajniki, butle gazowe i zapraszają rodzinę lub znajomych" ****.

Podróżnicy dotarli do dwóch miast, o których marzę, aby je odwiedzić - mowa o Bucharze i Samarkandzie na terenie dzisiejszego Uzbekistanu. Pod słowami R. Maciąga mogę się podpisać wszystkimi kończynami: "Samarkanda była jednym z tych miejsc, których nazwa budzi w sercu drżenie. Wyobraźnia podsyła dźwięki i zapachy. Stają nam przed oczami obrazy karawan, bazarów, wojowników i historii. Starej, bardzo starej historii. (...) Błękitne kopuły meczetów, pochrząkiwania wielbłądów, nawoływania dobiegające z głębi bazarów" ***** .

Wspomniałam, że książka została wydana w dość nowatorski sposób. Nietypowy jest jej format - to ukierunkowany poziomo prostokąt. Jeśli chodzi o książko podróżniczo-reporterskie - nie spotkałam się z taką formą wydania i przyznam szczerze - byłam mocno zaskoczona. Kolejna "inność" to numeracja stron, która znajduje na wewnętrznym marginesie strony. Utrudnia to nieco orientację w książce, ale będę uczciwa - przy czytaniu absolutnie nie przeszkadza. Przyjemnie w klimat książki wprowadzają tytuły rozdziałów - czcionka jest mocno stylizowana na arabski alfabet. Dobrej jakości zdjęcia to rzecz oczywista w książkach tego gatunku, szkoda jednak, że zostały pozbawione podpisów - zdaję sobie sprawę, że stanowią tło dla historii, ale ... byłam ciekawa, dlaczego ta, a nie inna fotografia została wykorzystana.

Budujące i bardzo pozytywne jest przesłanie książki - autor wskazuje, że każdy z nas może być podróżnikiem - nieważne, czy wyjedziemy 50, 100 czy 1000 kilometrów od swojego miasta. Nieważne, czy poruszamy się pieszo, samochodem, rowerem, motorem czy samolotem, czy jedziemy na własną rękę czy z biurem podróży. "Ważne jest to, kogo spotkamy po drodze, oraz to, czy spotkanie warte będzie wspominania. Wszystko inne jest tylko narzędziem" ******.

Po takiej objętości recenzji domyślacie się zapewne, że książkę rzecz jasna polecam. Historia opowiedziana prostym, sugestywnym językiem, który od razu wrzuca nas w miejsca opisywane. Niesamowite lokalizacje, o których marzę od dawna. Siła do spełniania własnych postanowień - co cenię sobie niezmiernie. To wszystko złożyło się na to, że celowo przerywałam lekturę, aby jak najdłużej pozostać w tym zupełnie innym klimacie. Polecam bardzo gorąco, a za prywatę przepraszam.
bazgradelko.pl 2012-03-17

Tysiąc szklanek herbaty. Spotkania na Jedwabnym Szlaku

16 marca 2012 roku odbyła się oficjalna premiera wydanej przez Wydawnictwo Bezdroża książki Roberta Robba Maciąga, „Tysiąc szklanek herbaty”. Odróżnia się ona od większości publikacji niespotykanym formatem i przyciągającym wzrok pomarańczowym kolorem okładki. Ale to nie jedyne powody, by sięgnąć po kolejną literacką pracę tego nauczyciela, podróżnika i fotografika.

Robert Robb Maciąg wydał już wcześniej książki „Rowerem przez Chiny” i „Rowerem w stronę Indii”. W swoim najnowszym utworze pozostaje wierny tematyce podróżniczej. Tym razem Maciąg wraz z żoną, Anną (a także z angielskim przyjacielem, Benem), wybiera się na wyprawę Jedwabnym Szlakiem, dawną drogą handlową łączącą Chiny z Europą i Bliskim Wschodem, wykorzystywaną od III wieku p.n.e. do XVII wieku n.e. Maciągowie wyruszają w kwietniu 2010 roku i przez osiem miesięcy odwiedzają Syrię, Turcję, Iran, Turkmenistan, Uzbekistan, Tadżykistan i oczywiście Chiny, którymi są bezgranicznie zafascynowani. Z każdej strony książki „Tysiąc szklanek herbaty” przebija się podróżnicza pasja autora i jego małżonki. Podróżowanie to ich sposób na życie, ale też i metoda czynienia pożytecznych rzeczy dla ludzi z najodleglejszych zakątków świata (prowadzą fundację „Szkoły na końcu świata” i oryginalną akcję „Pocztówka”, o której można przeczytać w omawianej książce).

Wydaje się, że jednym z głównych założeń tej książki jest pokazanie czytelnikom obrazu wspomnianych uprzednio krajów odmiennego od tego, którym epatują środki masowego przekazu. Pokazują one z reguły wydarzenia groźne, zamachy bombowe, wojny plemienne, czyli wszystko to, co jest w stanie zniechęcić potencjalnego podróżnika do odwiedzenia tych rejonów. Tymczasem Robert Maciąg udowadnia, że w tych muzułmańskich krajach każdy człowiek spotka się z ogromnym zainteresowaniem, gościnnością, bezinteresowną pomocą. Wzruszające są opisy sytuacji w Syrii, gdzie na cześć przybyszy z Europy gospodarze wydają przyjęcie, sami jedząc dopiero pozostawione przez nich resztki. Spotykani przez autora ludzie nie chcą pieniędzy za noclegi (jedyną zapłatą bywa pamiątkowe zdjęcie), obdarowują prowiantem na dalszą drogę, są wdzięczni za wizytę i rozmowę; obcy ludzie pozdrawiają przybyszy podróżujących na rowerach. No i oczywiście częstują herbatą. To motyw przewodni książki, który znalazł odbicie w jej tytule.

Robert Robb Maciąg nie napisał jednak typowego przewodnika turystycznego i na próżno w jego książce czytelnik szukałby wskazówek dotyczących obiektów wartych odwiedzenia, już choćby dlatego, że podróżuje on drogami dalekimi od głównych szlaków turystycznych i wielkich miast. Autor – podróżnik skupia się przede wszystkim na spotykanych ludziach i prowadzonych z nimi rozmowami. A tematyka tych pogaduszek, w których nie przeszkadza brak znajomości „egzotycznych” języków jest różnorodna: od zwyczajów, poprzez codzienne zajęcia, kłopoty, aż po politykę (w Syrii jeden z rozmówców marzy o pojawieniu się w jego kraju kogoś na wzór Wałęsy, a u rozmówców zamieszkujących poradzieckie republiki przewija się tęsknota za ZSRR). Walorem tej książki jest możliwość poznania Azji Środkowej z perspektywy zwykłego człowieka. A ten obraz bywa czasami pozbawiony lukru, na przykład wtedy, gdy Maciąg pisze o rozbudowanej biurokracji, korupcji, bandach i oszustach, których jak wszędzie, także i tam można spotkać, a także o dyktatorach ograniczających wolność „swoim” obywatelom. Z owymi imperatorami związane są interesujące rozważania Roberta Maciąga na temat komunizmu, który w dzisiejszej pop kulturze został sprowadzony do tematu żartów kabaretowych, a przecież zabrał życie milionom ludzi. Wstrząsające są również ustępy mówiące o dyskryminacji mieszkańców na chińskiej wsi czy tak zwanych „nieistniejących ludziach”. Ich (i wielu innych osób) interesujące twarze można zobaczyć na licznych zdjęciach autorstwa Ani i Roberta Maciągów, reprodukowanych na pięknym kredowym papierze, na którym wydrukowany jest także tekst książki. Tekst, który przypomina w swoim charakterze kumpelską pogawędkę, co sprawia, że „Tysiąc szklanek herbaty” odkłada się po przeczytaniu z żalem i apetytem na więcej, jak na kolejne dolewki azjatyckiej herbaty.
lekturyreportera.pl Krzysztof Krzak, 2012-03-16

Ujęcia ze smakiem. Kulisy fotografii kulinarnej i stylizacji dań

Cieszę się, że ta książka została wydana w języku polskim. Kulinarnego bloga Helene czytuje od dawna, to jeden z moich ulubionych blogów, właśnie ze względu na zdjęcia – lekkie, pastelowe. „Ujęcia ze smakiem” to książka o fotografii potraw, tak mogę powiedzieć w skrócie. To książka o tym, jak fotografować jedzenie aby chciało się je jeść.

Sama doskonalę swój warsztat fotograficzny i choć ostatnio więcej skupiam się na estetyce filmów, to chciałabym aby moje zdjęcia były jeszcze lepsze, bardziej apatyczne i bardziej wpadające w oko.

„Ujęcia ze smakiem” Helene Dujardin to książka dla pasjonatów, dla tych z Was, którzy fotografują jedzenie, prowadzą własne blogi kulinarne lub po prostu chcą uwiecznić gotowe danie i pochwalić się efektem chociażby pod Kotletowym przepisem (wiecie, że uwielbiam Wasze zdjęcia, prawda? zawsze mnie cieszy każde kolejne, więc fotografujcie, jak najwięcej!).

Idąc tym tropem mogę powiedzieć (troszkę naciągając), że jest to książka dla każdego :) fajnie przeczytać, fajnie potrenować. Książka składa się z ośmiu części, od tych podstawowych o aparacie i jego funkcjach, przez światło, stylizacje aż po retusz zdjęć. Przyznam, że sama przeczytałam książkę od początku do końca, pomijając jedynie w dużej mierze ostatni rozdział „Postprodukcja”, bo osobiście nie interesuje mnie korekta zdjęć. Staram się tak robić zdjęcia aby już nic w nic nie poprawiać, żeby trafiały do Was tak, jak je przed chwilą zrobiłam. Dla mnie to i oszczędność czasu i powód do dumy, choć chciałabym aby zdjęcia były jeszcze ładniejsze :)

Tak, jak wspomniałam książka podzielona jest na osiem rozdziałów: 1. Podstawy fotografii; 2. Ustawienia i tryby działania aparatu fotograficznego; 3. Fotografowanie w świetle naturalnym; 4. Fotografowanie w świetle sztucznym; 5. Kompozycja; 6. Przygotowanie do sesji; 7. Stylizacja; 8. Postprodukcja.

Osobiście mnie zainteresowały rozdziały środkowe, w każdym znalazłam coś dla siebie, o stylizacji potraw, świetle i aranżacji mogłabym czytać jeszcze więcej. W książce podoba mi się mnogość ilustracji, w zasadzie każde zagadnienie jest dobrze zilustrowane, co pozwala lepiej przyswoić materiał i działa na wyobraźnię. Coś dla wzrokowców.

Ogólnie zdjęcia to ogromny atut książki. Lubię blog autorki (www.tarteletteblog.com), lubię jej zdjęcia i fajnie jest zobaczyć, jak wiele kompozycji powstawało w trakcie, jak różnymi ulepszeniami, detalami, światłem poprawiała jedno zdjęcie aby w końcu stało się idealne. Bo przecież czasem jeden detal może zaważyć na całym zdjęciu.

Osobiście książkę polecam, lektura obowiązkowa w kuchni każdego fotografa kulinarnego, w tym jak najbardziej amatora :)
Kotlet.tv 2012-03-21

Współbrzmienie. Znajdź wspólny język z odbiorcami Twojej prezentacji

W codziennym życiu umiejętność efektywnego komunikowania się z odbiorcą niepodważalnie jest drogą do sukcesu. Jeśli nie jesteś urodzonym mówcą, masz doskonałą okazję, aby podnieść poziom swych oratorskich wystąpień. Nancy Duarte w niezwykle przystępny sposób wprowadza w tajniki przygotowania dobrego przemówienia lub prezentacji. Sposobów na osiągnięcie celu w postaci żywego zainteresowania odbiorcy naszego przekazu jest naprawdę wiele. Dowiesz się, w jaki sposób można wpleść w tok dyskursu odniesienia do elementów kultury, np. filmu, dzięki czemu pobudzisz uwagę słuchacza. Nauczysz się rozróżniać typy słuchaczy i poznasz, jakimi metodami konwersacji operować, by najskuteczniej do nich trafić. Uwagi autorki są niezwykle pomocne dla osób, które na co dzień mają do czynienia z komunikacją biznesową. Jeśli wygłaszając przemówienie zdarzyło Ci się, że ktoś wiercił się na krześle, bądź nerwowo patrzył na zegarek, koniecznie zapoznaj się z radami Nancy Duarte. Dzięki jej wskazówkom nawet najtrudniejsze negocjacje będą miały szansę zakończyć się twoim sukcesem.
magazynt3.pl 2012-03-22
« < 1341 1342 1343 1344 1345 ... 1841 > »