ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »
« < 1337 1338 1339 1340 1341 ... 1841 > »

Tysiąc szklanek herbaty. Spotkania na Jedwabnym Szlaku

Słoik chińskiej, zielonej albo mała szklaneczka mocnej, bardzo słodkiej. Słona, mleczna szircza albo zwyczajny czaj. Podróż jest odmierzana kolejnymi łykami herbaty, a może należałoby rzec – kolejnymi spotkaniami przy tym esencjonalnym naparze. Bo nie sama herbata jest ważna, nie ważne ile kto słodzi, w czym ją pije… Ważny jest ten, kto niespodziewanie zapyta obcego turystę: „czaj pijot?”

„Tysiąc szklanek herbaty” Roberta Robba Maciąga to nie jest zwykła opowieść o podróży rowerowej Jedwabnym Szlakiem. Podróż kojarzy się z przemierzaniem kolejnych kilometrów, z punktami na mapie, z mijanymi górami i dolinami, z miastami i bezdrożami. W tym krajobrazie jest oczywiście miejsce dla ludzi – sklepikarzy, właścicieli hoteli i stacji benzynowych, przypadkowych przechodniów, którzy przecinają szlak wędrówki. Trudno zapamiętać ich twarze i imiona, trudno jest się porozumieć inaczej niż na migi. Trudno jest ich poznać, gdy w wiosce pozostaje się na jedną noc, by rano wyruszyć na spotykanie kolejnych ludzi, podobnych, a jednak zupełnie innych. To, co trudne nie jest niemożliwe jeśli tylko pozwolimy sobie podróżować „całym sobą”. Podróż wyzwala w człowieku coś, co można nazwać pierwotnym instynktem stadnym, a co jest w istocie potrzebą bycia z drugim człowiekiem, napicia się z nim herbaty. Ta książka jest o spotkaniu obcych i jednocześnie bardzo bliskich sobie ludzi.

Wyprawa, w którą zabiera nas Robert Maciąg, to podróż „do drugiego człowieka”; podróż, która pozwala każdemu wrócić do początków człowieczeństwa. Nie są to słowa na wyrost jakby się mogło wydawać, bo to właśnie w podróży, w obcym otoczeniu, gdzie natura staje się wrogiem jednostki, istnienie człowieka jest zależne od „Innego”, od tego, który podzieli się wodą, poczęstuje pożywieniem, udzieli schronienia. Czasem są to gesty na wyrost, zwykła gościnność i ciekawość, a czasem, jak na pustyni Dasht-e Kavir jest to pomoc, która ratuje życie. „W miejscu gdzie człowiek samotny nie ma większych szans na przetrwanie, drugi człowiek jest jego aniołem stróżem. I nigdy nie wiadomo, kto jest czyim i kiedy” pisze Maciąg i zabiera nas w głąb Azji, do małych domków przypominających bunkry, do zielonych meczetów i jurt zdobionych skórami zwierząt. To zadziwiające, że nieprzychylna natura i konieczność budowania zwartej społeczności na piaskach pustyni czy nieurodzajnych stepach, uczyniła tych ludzi tak niebywale otwartymi, wyczulonymi na potrzeby innych. Uśmiechnięci Uzbekowie, Tadżykowie, Irańczycy czują się gospodarzami, przewodnikami, wreszcie – ambasadorami swoich wsi i miasteczek. Ta wola pomocy i ciekawość świata sprawia, że znika nawet bariera językowa, a w jej miejsce pojawia się coś tak naturalnego w komunikacji międzyludzkiej jak gest.

Gest gościnności jest wszędzie taki sam. Szczątkowe słowa rosyjskie, angielskie czy niemieckie tylko naprowadzają na dobre tory, ale to właśnie gesty, grymasy, uniwersalne znaki „na migi” są prawdziwym językiem podróży. Można mieć wątpliwości, czy taka komunikacja jest wyczerpująca – nie, z pewnością nie jest, bo trwa zbyt krótko by dowiedzieć się wszystkiego, zbyt wiele jest w naszych krajach różnic, które należałoby wytłumaczyć, zbyt wiele szczegółów, do których przywiązujemy wagę. Ale ta komunikacja jest prawdziwa i wynika z naszej potrzeby interakcji z „Innym”. Jej „prawdziwość” to znak, że, jak pisze Maciąg, chociaż „mamy różne twarze, języki i religie (…) w środku jesteśmy tacy sami”. Gest jest odwieczny, naturalny, ponadnarodowy, przynależy człowiekowi, albo nawet więcej – czyni człowieka. Tym właśnie jest podanie szklanki z herbatą, to mowa ciała, która, przełożona na „nasz język” (zbyt opisowy, zbyt sztuczny w tym kontekście) oznaczałaby – chcę wiedzieć kim jesteś, jak mieszkasz, jaka jest twoja rodzina i twój kraj. I chociaż trudno w to uwierzyć, to w tym geście, w tej wymianie niemal bez słów znajdują się te wszystkie pytania i wszystkie odpowiedzi. Czasem więcej jest milczenia, czasem więcej uśmiechu, który zapełnia nieporadność współczesnego podróżnika, czasem więcej angielskiego czy rosyjskiego, który pozwala uzupełnić historie Abdula, Hadżim, Mariam…

Cały dziennik Roberta Maciąga jest historią ludzi. Nawet gdy autor zachwyca się pięknem przyrody, zawsze towarzyszy mu refleksja nad człowiekiem, który z tą naturą musi współpracować lub walczyć. Nie tylko niedostępne góry czy słone pustynie są prawdziwym wrogiem tych małych społeczności. Bolesna historia krajów Bliskiego Wschodu, republik Związku Radzieckiego czy Chin wskazuje, że najeźdźca czy dyktator, po prostu drugi człowiek staje się najczęściej najokrutniejszym oprawcą. Nie dość, że czas nie zdążył jeszcze zabliźnić ran po ostatnich konfliktach, już z impetem wybuchają nowe, które tak boleśnie uderzają w zwykłych, prostych obywateli. Dziś, w 2012 roku ze współczuciem czyta się słowa anonimowego mieszkańca syryjskiego miasteczka Aleppo, który dwa lata temu zwierzył się Robertowi: „Oglądałem 30 lat temu Wałęsę w TV i już 30 lat na takiego i u nas czekam. Ale już się nie doczekam. U nas takich od razu zabijają”. W tym właśnie tkwi siła dziennika z podróży – w oddaniu głosu innym. Maciąg nie zawłaszcza opowieści, ale otwiera swoją literaturę i pozwala by jego przyjaciele mieli szansę powiedzieć światu kim są, co robią, o czym myślą, jak wygląda ich prawdziwe życie. Jest to kolejna wielka potrzeba każdego człowieka – podzielenie się z innymi swoją historią, przekazanie dalej własnej narracji, a tym samym zaznaczenie swojej obecności w świecie, istnienie poprzez opowieść. Właśnie te dialogi, przytaczane słowa, te zdjęcia, którymi autor dzieli się ze światem są zapłatą za gościnę. To jedyne, co może zrobić dla swoich gospodarzy – dać świadectwo.

Cała książka „Tysiąc szklanek herbaty” jest świadectwem ludzkiej gościnności i potrzeby bycia razem. Wszystkich nas łączy chęć zapytania „Innego” kim jest, ale i opowiedzenia swojej własnej historii. Bez tej ciekawości i wiary „w drogę”, w to, że na jej końcu znajdują się uczciwi, dobrzy ludzie, nie byłoby ani podróży, ani tym samym ogromnej części naszego wspólnego dziedzictwa kulturowego. Robert Maciąg dochodzi do zaskakująco prostego, ale jakże ważnego wniosku – podróż sprawia, że człowiek znów zaczyna wierzyć w człowieka. Oddala się od negatywnych komunikatów telewizyjnych, tragicznych historii, którymi epatują media, a przybliża do drugiej osoby, takiej jak on sam, z podobnymi potrzebami i problemami. Oczywiście, wszędzie można spotkać złodzieja czy oszusta, ale jednak znacznie częściej spotyka się tych, którzy częstują obiadem, zapraszają do domu, udzielają dobrych rad. „Przywracanie wiary” brzmi może zbyt pompatycznie w kontekście tego lekkiego w swojej formie, bardzo przystępnego dziennika, ale trudno o lepsze określenie na ten fenomen jedności ludzi, o którym Robert pisze:

„Gościnność zawsze będzie dla mnie fenomenem. Jak to się dzieje, że pod wpływem impulsu ktoś zaprasza mnie do domu i nagle, bez żadnej podstawy, zaczyna o mnie dbać (…). Fenomenem jest również dla mnie to, że ja się na to zgadzam. Oddaję się pod opiekę obcym ludziom, wchodzę do ich domu i zamykam się przed światem (…)”.

„Tysiąc szklanek herbaty” to dziennik niezwykły, bardzo wzruszający i daleki od telenowelowego kiczu, którego obawia się sam autor. Jest w tym dzienniku za to jakaś prawda o człowieku, o potrzebie dzielenia się własnym życiem, własną historią i o niezwykle cennych momentach rozmowy przy szklance herbaty.
lekturyreportera.pl Anna Ciarkowska, 2012-03-28

Tysiąc szklanek herbaty. Spotkania na Jedwabnym Szlaku

„Tysiąc szklanek herbaty”: nietypowy format książki, ciekawy pomysł na okładkę, intrygujący tytuł. To wszystko zwróciło moją uwagę i zaciekawiło mnie, gdy tylko ujrzałam nową książkę Roberta Robba Maciąga. Od razu poczułam, że mi się ona spodoba. Ale ponieważ nie ocenia się książki po okładce, musiałam przekonać się, jaka jest naprawdę. Teraz już to wiem.
Robert Robb Maciąg to z wykształcenia nauczyciel, z pasji podróżnik i fotograf. Jest laureatem konkursu Podróżnik Roku” miesięcznika „Podróże” i zdobywcą Travelera miesięcznika „National Geographic”. Jest również autorem licznych artykułów prasowych oraz książek „Rowerem przez Chiny, Wietnam i Kambodżę” i „Rowerem w stronę Indii”.

„Tysiąc szklanek herbaty” to kolejna w jego dorobku publikacja. Zawarł w niej relację z podróży, jaką odbył, wraz z żoną Anią, trasą prowadzącą legendarnym Jedwabnym Szlakiem, dawną drogą łączącą Chiny z Europą, którą niegdyś jeździły karawany kupców, transportujących na wschód złoto, perfumy, wyroby jubilerskie i rośliny uprawne, zaś ze wschodu – jedwab, żelazo i papier. Podróżnicy, poruszając się rowerami, przemierzyli ów szlak, odwiedzając po drodze 7 krajów: Syrię, Turcję, Iran, Turkmenistan, Uzbekistan, Tadżykistan i Chiny. Właśnie w podróż do tych miejsc autor książki zabiera czytelnika.
W barwny i żywy sposób opowiada on o tych miejscach, o oglądanych po drodze pięknych, surowych krajobrazach, mijanych miastach i wsiach, o tym, jak wygląda tam życie, dorzucając czasem szczyptę historii. Niczym za sprawą jakiejś magii czytelnik łatwo może przenieść się do nich myślami i wyobraźnią i poczuć klimat egzotyki i tajemniczości, a także zwykłej codzienności. Ale i ta zwykła codzienność dla czytelnika może okazać się niezwykła, bo przecież taka inna od tego, co znane. To wszystko wywołuje pragnienie wyruszenia w podróż śladami bohaterów tej książki.
Jednak nie miejsca są w tej opowieści najważniejsze, lecz przede wszystkim ludzie, których podróżnicy spotkali na Jedwabnym Szlaku.
W tych wszystkich odwiedzanych po drodze krajach mieszkają tak różni ludzie, żyjący w rozmaitych warunkach, mający swoje własne, odrębne zwyczaje. A jednak, jak się okazuje, jest coś, co ich łączy. Coś, czego symbolem są tytułowe szklanki herbaty.
„Świat jest pełen dobrych ludzi” – tak można by było streścić książkę „Tysiąc szklanek herbaty”. Oczywiście w wielkim skrócie, niemniej te właśnie słowa, zaczerpnięte z książki, są według mnie kluczowe dla zawartej w niej opowieści, stanowią jej esencję, główną myśl, wyrażają najważniejszy chyba jej sens.
Opowiadając o swojej drodze poprzez te wszystkie kraje, Robb Maciąg opisuje ogromną wprost życzliwość i gościnność ich mieszkańców. Symbolizowała to właśnie herbata, która, jak pisze autor, była takim łącznikiem pomiędzy odwiedzanymi po drodze miejscami i napotkanymi ludźmi. Ale owa gościnność nie ograniczała się wyłącznie do poczęstunku herbatą, choć była to pewna tradycja. Bardzo często zdarzało się tak, że obcy ludzie, nie czekając nawet na jakąkolwiek prośbę, sami zapraszali podróżników na posiłek czy nocleg, obdarowywali na drogę jedzeniem i pieniędzmi. Chwilowa z założenia gościna często przekształcała się w zaproszenie na obiad, kolację i nocleg ze śniadaniem. Spotkani po drodze ludzie prześcigali się wręcz w tym, kto z nich zaprosi Anię i Roberta do siebie. Za punkt honoru stawiali sobie to, by jak najlepiej ich ugościć. Dzielili się tym, co mieli. Można powiedzieć, że byli to ludzie „z sercem na dłoni”, którym obdarowywali podróżników, nie oczekując niczego w zamian. Zdarzało się również i tak, że widząc ich, zatrzymywali się, życzyli szczęśliwej drogi i odmawiali za nich krótką modlitwę. Co najważniejsze – nie robili tego wszystkiego z jakiegoś przymusu. Robili, bo chcieli, bo im samym kontakt z osobami z innego, dalekiego kraju, sprawiał radość. Autor niejednokrotnie podkreśla w książce, że to ciągłe wspominanie o tak ogromnej życzliwości obcych zupełnie ludzi może wydawać się nieprawdopodobne. Takie było także dla niego, pisze bowiem: „Czasem trudno to wszystko ogarnąć. Tyle sympatii, którą nigdy nie prosiłeś”. Ale takie właśnie są fakty. Żadnej przeszkody nie stanowiła tu bariera językowa. Robert Maciąg podkreśla, że jeśli ludzie chcą się porozumieć, zrobią to, wystarczy gest, mimika, uśmiech, szeroko otwarte gościnne ramiona.
„Zawsze, gdy jesteśmy w drodze, napotkani ludzie doskonale wiedzą, czego nam potrzeba” – pisze autor. Co prawda przyznaje też, że bywa, iż niektórzy trzymają się na dystans, że oszukają czy nawet okradną. Ale częściej jednak zaoferują bezinteresowną pomoc. Ta ogromna życzliwość tamtejszych ludzi wydaje się wprost niesamowita, szczególnie gdy ma się świadomość tego, o czym także przeczytać można w książce: że ich życie nie jest „usłane różami”, żyją zazwyczaj w biedzie, są zdani właściwie na samych siebie, mają wiele problemów, przy których nasze problemy bledną. A jednak, mimo tych trosk dnia codziennego, potrafią zdobyć się na tak wielki gest dobroci.
Książkę „Tysiąc szklanek herbaty” czyta się bardzo dobrze. Robert Maciąg zabiera czytelników we wspaniałą, fascynującą, pełną niezapomnianych wrażeń podróż. Jest on doskonałym obserwatorem rzeczywistości i dzieli się swoimi spostrzeżeniami w interesujący sposób. Lekki, naturalny, swobodny styl wypowiedzi oraz żywy, barwny i pełen humoru język sprawiają, iż lektura książki jest prawdziwą przyjemnością. Publikacja ta jest bogato ilustrowana pięknymi zdjęciami, przedstawiającymi głównie prawdziwych bohaterów tej książki: ludzi spotkanych w drodze. Wspaniałe, wyraziste portrety dzieci, osób dorosłych i starszych, pokazując ich twarze, odsłaniają także ich serca i dusze. Te fotografie naprawdę robią ogromne wrażenie i zasługują na osobne uznanie.

„Tysiąc szklanek herbaty” to wspaniała, ciepła opowieść, której lektura podnosi na duchu. Zawiera w sobie wielką dawkę optymizmu, która może stanowić antidotum na wszelkie zło, smutki i przykrości, z jakimi spotykamy się nieraz w życiu codziennym. Gdy czytałam tę książkę, niejednokrotnie robiło mi się ciepło na sercu i powracała do mnie ta myśl: „Świat jest pełen dobrych ludzi”. Opowieść tu zawarta przywraca wiarę w człowieka, w to, że są ludzie zdolni do tego, by zrobić coś dla kogoś drugiego, nawet obcego, zupełnie bezinteresownie, z czystej życzliwości, nie oczekując za to żadnej zapłaty.
Na pewno byłoby naiwnością sądzić, że tak będzie zawsze i wszędzie. Ale dobrze uświadomić sobie, że ludzie dobrzy są na świecie, i mieć nadzieję, że jest ich więcej, niż tych złych – bo taka pokrzepiająca myśl płynie z opowieści Robba Maciąga.
Arabskie przysłowie, zacytowane w książce, mówi: „Pustynię upiększa to, że gdzieś w sobie kryje studnię”. Opowieść tu zawarta dowodzi, że podobnie świat upiększają ludzie o sercach pełnych dobroci i życzliwości.
Mnie książka Roberta Maciąga prawdziwie zauroczyła. Można powiedzieć, że rozsmakowałam się w tym „Tysiącu szklanek herbaty”. Uważam, że warto sięgnąć po nią i za jej pośrednictwem zakosztować tamtejszej gorącej życzliwości ludzkiej. Zachęcam więc do pójścia w moje ślady. Opowieść ta na pewno wprawi wszystkich czytelników w doskonały nastrój, a otaczający nas świat wyda się dzięki niej jaśniejszy i bardziej kolorowy.
info.arttravel.pl Dorota, 2012-03-27

Ujęcia ze smakiem. Kulisy fotografii kulinarnej i stylizacji dań

Ta książka wypełnia niszę, bo temat fotografii kulinarnej, choć coraz bardziej popularny, do tej pory traktowany był raczej po macoszemu.

Książka, jest dobrze przemyślana i rozplanowana graficznie. Podzielona została na rozdziały, które stopniowo wprowadzają w świat fotografii kulinarnej. Osoby znające podstawowe aspekty Obstugi aparatu mogą pominąć wstęp o przysłonie, jednak nie wolno im przeoczyć rozdziału o pracy ze światłem. Helene starannie opisuje każdą sytuację oświetleniową i robi to w tak obrazowy sposób, że każdy Czytelnik bez problemu samodzielnie zaaranżuje podobny set-up we własnym domu. Zaletą tej książki jest fakt, że przedstawione zdjęcia nie wymagają zmyślnego sprzętu, autorka nie popisuje się swoją wiedzą, czujemy, że naprawdę chce czegoś nauczyć i bardzo się do tego przykłada. Większość prezentowanych fotografii można wykonać przy użyciu podstawowych akcesoriów, trzeba tylko wiedzieć jak z nich korzystać. Dlatego autorka dokładnie opisuje każde ze zdjęć, technikę wykonania a czasami także kulisy powstawania konkretnego dania. Powodem pewnego niedosytu może być jedynie brak możliwości skosztowania prezentowanych potraw.

W książce znajdziecie cenne informacje dotyczące fotografowania nietrwałych dań czy deserów dzięki czemu dowiecie się jak fotografować sosy, dania smażone, gorące i zimne napoje lub lody, by w czasie sesji wyglądały znakomicie. Wszystkie wskazówki zilustrowane są pięknymi zdjęciami, które biją świeżością i aromatem prezentowanych potraw.

Najważniejszą częścią książki są rozdziały poświęcone kompozycji, przygotowaniu do sesji i stylizacji dań. Dużo miejsca poświęcono doborowi odpowiednich akcesoriów kuchennych, obrusów, łyżeczek, miseczek i samej zastawy stołowej, czyli elementom, które często stanowią dopełniający, ale nadal bardzo ważny element wielu fotografii. Autorka podkreśla, że każda potrawa ma swój charakter, trzeba umieć go określić by dobrze oddać go na zdjęciu.

„Ujęcia ze smakiem", to książka, do której nie można zasiąść z pustym żołądkiem gdyż smakowite fotografie sprawiają, że od razu ma się ochotę zajrzeć do lodówki, a w skrajnych przypadkach rzucić wszystko i zabrać się za gotowanie.
Digital Camera Polska .MŚ, 2012-04-01

Tysiąc szklanek herbaty. Spotkania na Jedwabnym Szlaku

„Polecam podróże. Te dalekie i te bliskie. Życie w podróży nabiera kolorów i smaku, a ludzie wydają się o wiele bliżsi i milsi”. Wsiadłam do pociągu. Bohaterowie książki wsiedli na rowery. I pojechaliśmy – ja w rodzinne strony, oni Jedwabnym Szlakiem.

Gdzieś daleko stąd żyją ludzie, którzy mimo tego, że zupełnie cię nie znają, przyjmą cię pod swój dach, nakarmią i oddadzą swój najlepszy pokój, byś miał gdzie spać. Drzwi do ich domów stoją otworem, a obawa o to, byś niczego im nie ukradł nie ma racji bytu z jednego prostego powodu – nie mają nic, co warte by było zabrania. A życzliwość i zaufanie, którymi cię obdarzą są bezcenne.

Gdzieś daleko stąd to, że nie znasz lokalnego języka nie ma żadnego znaczenia. Wystarcza uśmiech, gesty, spojrzenia. W magiczny niemal sposób nawiązuje się między wami nić porozumienia, która przekształca się niejednokrotnie w coś więcej. Wracając myślami do miejsc, w których byłeś, przed oczyma wyobraźni pojawiają się wszystkie twarze, które miałeś okazję zobaczyć i wszystkie historie, których wysłuchałeś. Mimo tego, że nie rozumiałeś z nich ani słowa.

Gdzieś daleko stąd nie ma telewizorów, a dostęp do Internetu jest totalną abstrakcją. Miejscowi boją się błysku fleszy, bo kojarzą im się z piorunami. A piorun to przecież bóg – człowiek nie powinien mieć urządzenia rzucającego bogami. Dzieci biegają boso. Nigdy nie widziały na oczy książki i nie mają pojęcia o czytaniu. Często są głodne. Mimo tego machają do ciebie radośnie, życząc dobrej podróży. I być może są szczęśliwsze niż dzieci „bogatego Zachodu”, które nie wiedzą, którą zabawką się dzisiaj bawić.

„Spotkania na Jedwabnym Szlaku” to nie tylko podróż przez drogi i bezdroża. To także podróż, dzięki której nabiera się pewnej perspektywy a jednocześnie wiary w to, że ludzie nie są tak źli, jak przedstawiają to media. To podróż wśród ludzi, którzy mimo różnego wyglądu, kultury czy religii w środku są tacy sami i z taką samą radością wypiją z tobą kolejną szklankę herbaty. Pierwszą, setną, tysięczną.

Podróż bohaterów powoli dobiegała końca, a ja powoli przewracałam ostatnie kartki książki obiecując sobie w duchu, że kiedyś również pojadę przed siebie.
bookeriada.pl Justyna Sekuła, 2012-03-28

Plan B. Otwórz się na nowe, lepsze perspektywy dla Twojego biznesu

Autorzy książki Getting to Plan B. (J. Mullins, R. Komisar) prowadzą czytelnika przez proces innowacji, oparty na kolejnych przybliżeniach prowadzących do idealnego produktu.

Książka zaczyna się od opisu spotkania w uznanej firmie Venture Capital (Kleiner Perkins Caufield & Byers). Partner firmy (i autor książki) zadaje szefom firm w które inwestują proste pytanie: która z firm porzuciła swój oryginalny biznesplan i zmieniła go na plan B?”. 2/3 zgromadzonych podnosi rękę. Wielu z nich mówi, że zrestarowali swoje firmy trzy razy.

Drugi autor książki dokonał analizy danych z pięciu lat funkcjonowania studenckiego programu wsparcia przedsiębiorczości. Okazało się, że spośród stworzonych w ramach tego programu firm (tych, które przetrwały) aż 60% nie realizuje pierwotnie zgłaszanych przez studentów pomysłów.

Autorzy prezentują w książce ponad 20 historii firm, które zmieniły plan działania i odniosły sukces.

Moje notatki z książki:

Badania wykazują, że potrzeba zrealizować 58 pomysłów na produkt by dostarczyć na rynek jeden udany produkt.

Autorzy proponują usystematyzowany proces

Analogie – poszukiwanie firm, które rozwiązały analogiczne problemy.
Antilogs (antylogartym) – wyszukiwanie sytuacji gdy firmy rozwiązujące zbliżone problemy, zachowały się przeciwnie niż byś tego oczekiwał – być może właśnie realizowały swój plan B.
Leaps of faith – pytania na które nie ma odpowiedzi w powyższych danych sprowadzają Cię do ustalenia co jest jedynie Twoim przekonaniem (na które nie ma dowodu). Tutaj pojawia się miejsce na eksperyment.
Dashboards – ostatni krok to stworzenie usystematyzowanego narzędzia do prowadzenia eksperymentów.
Istotne jest aby stawiane w badaniach hipotezy były mierzalne.

Sześć kluczowych pytań w planie przychodów

Kto kupuje?
Co kupuje?
Jaki problem klienta rozwiązujesz lub jaką wartość oferujesz?
Jak szybko, jak często i jak wiele i jak często będzie realizowany zakup?
Ile będą płacili klienci i od czego jest zależna wysokość opłat?
Jakie będą koszty i nakłady po Twojej stronie?
ideas2action.pl Tomek Karwatka, 2012-02-20
« < 1337 1338 1339 1340 1341 ... 1841 > »