ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »
« < 1327 1328 1329 1330 1331 ... 1836 > »

Tysiąc szklanek herbaty. Spotkania na Jedwabnym Szlaku

Dawno nie czytałam tak pozytywnej książki. Sięgnęłam po nią z wielką chęcią, tym bardziej, że tytuł od razu do mnie przemawia. Tysiąc szklanek herbaty? Jasne, uwielbiam herbatę! Ale to nie o herbacie jest ta książka, gorący napój jest tylko elementem spajającym poszczególne kawałki książki. Prawdziwymi bohaterami są ludzie, których Robb i Ania spotkali w czasie swojej ośmiomiesięcznej podróży rowerami wzdłuż Jedwabnego Szlaku. Ci ludzie sprawili, że podróż była wspaniała i ci ludzie sprawiają, że książka jest tak interesująca. A książka z kolei sprawia, że ten, kto traci wiarę w ludzi, powinien ją odzyskać!

To nie jest zwykły dziennik podróży. To w ogóle nie jest dziennik. Raczej opowieść – i to nie opowieść o podróży jako takiej, o jej trudach, początku, przebiegu i celu. Nie o samych podróżujących też. To opowiastki, impresje z różnych miejsc na świecie. Wspomnienia. Czasem urwane, czasem wyjęte z kontekstu. Historyjki. O tym, co zaskakuje w zachowaniu innych ludzi. Co dziwi, co śmieszy.

To książka o ludziach poznanych w podróży. O życzliwości, chęci pomocy i dzielenia się tym, co mają (najczęściej), czasem złości (ale bardzo rzadko). Przewracając kolejne kartki można dostrzec, że tak naprawdę zwyczajni ludzie w różnych krajach są do siebie bardzo podobni, chociaż niekoniecznie lubią się między sobą. Każdy z nas coraz częściej dostrzega w innym człowieku samego siebie. Tylko kształty i kolory się zmieniają, ale wewnątrz… wszyscy jesteśmy tacy sami – pisze Robb.

Podróż pozwala poznać takich dobrych ludzi, ale też samego siebie. Bo w jej trakcie – obserwując innych – nietrudno uświadomić sobie coś o sobie samym, o własnym kraju i rodakach. O tym, czego nie doceniamy i nie dostrzegamy. Proste życie spotkanych w trasie ludzi, proste życie prowadzone przez podróżujących. Czego potrzeba do szczęścia? Wody, jedzenia, miejsca do spania. Ludzi. Drobne rzeczy potrafią dać tyle radości.

Nie wszystko w książce jest różowe. Bywają też rozczarowania. Miejscami, takimi jak Samarkanda. Ludźmi, którzy dla zabawy szczują rowerzystów psami. Ale bez tych przykrych czasem wrażeń może mniej doceniałoby się to wszystko dobre, co dzieje się dookoła. A tego dobrego na szczęście jest dużo więcej.

Jadący przed siebie rowerem Robb jest taki jak my wszyscy. Nie wszystko wie, nie wszystko rozumie, nie wszystkiego się nauczył. Ale ma otwarte oczy i umysł i chłonie wszystko, co nowe w podróży, na którą się odważył, a na którą – jak pokazuje – może odważyć się też każdy z nas. Trzeba się tylko nie bać, co czasem nie jest łatwe kiedy w telewizji i gazetach widzimy tylko te złe wydarzenia, te wojny, konflikty, złość. Po każdej podróży wie się, że na świecie dzieje się też wiele dobrego i wspaniałego, tylko jakoś nikt o tym nie opowiada. Szkoda, ale widocznie dobre wiadomości się nie sprzedają. Na szczęście mamy takie osoby, jak Robb i inni podróżnicy, którzy wolą opowiadać o tym, co na świecie jest dobre.

Robb nie prowadzi narracji jak wszystkowiedzący autor, dzięki czemu ma się czasem wrażenie, że tych historii się słucha, a nie o nich czyta. To jest fajne, bo autorzy książek podróżniczych czasem nie umieją skupić się na tym, co się dzieje wokół nich i opisują siebie w podróży – a to nie zawsze potrafi być fascynujące. Tutaj Robba i Ani jest trochę, ale nie za dużo. Tak w sam raz.

I tak jedziemy z Anią i Robbem Jedwabnym Szlakiem, poznajemy nowych ludzi, wypijamy szklanki herbaty. Kolejnym rozdziałom towarzyszą też zdjęcia – najczęściej tych spotkanych w czasie podróży osób. Niestety brakuje podpisów pod fotografiami, a szkoda, bo pozwoliłoby to wiedzieć, kogo tak naprawdę widzimy i czy to ta osoba była opisana na stronicy obok.

Książka jest bardzo ładnie wydana i kiedy pierwszy raz ją zobaczyłam na zdjęciu, pomyślałam: o, chciałabym ją mieć na półce. Kiedy przekartkowałam ją pierwszy raz utwierdziłam się w przekonaniu, że wszystko wygląda pięknie. Ale kiedy chciałam poczytać ją w łóżku, co zresztą często czynię z innymi książkami to… no nie dało się! Książki wydanej poziomo nie da się, moi drodzy, czytać w łóżku. Albo ja nie opanowałam jakiejś sprytnej techniki. Ale moim zdaniem po prostu się nie da. I za to minus. Bo jak może być książka nieprzyjazna czytaniu w łóżku?! :)

Ale przyjmijmy, że zamysł był taki, by książkę czytać jedynie na siedząco, w fotelu, przy szklance herbaty.
dalekoniedaleko.pl 2012-04-11

Pozycjonowanie i optymalizacja stron WWW. Jak się to robi. Wydanie III

Już po raz trzeci Bartosz Danowski i Michał Makaruk wydali książkę, która od wielu lat, od pierwszego wydania w 2007 roku, cieszy się niesłabnącą popularnością w branży SEO. Nie tylko wśród osób, które dopiero zaczynają swoją „przygodę z Google” – ale także i wśród tych, którzy zajmują się tym od lat, i którzy kolejne wydania książek traktują jako dobrą okazję do uporządkowania wiedzy. Nierzadko w wyniku lektury znajdują oni „brakujące elementy łamigłówki” w swojej strategii SEO.

W 2009 roku doczekaliśmy się wznowienia, a w 2011 roku pojawiło się długo oczekiwanie wznowienie. Trzecie wydanie jest najbardziej zasobne w treść, co sprawia, że każdy, kto zna SEO na mniej lub większym poziomie zaawansowania, znajdzie tutaj coś dla siebie. Postanowiłem krótko o niej napisać, ponieważ obserwacja rynku osób zajmujących się SEO sprawia, że nadal mało osób wie, jak właściwie zadbać o zwiększenie widoczności swojej strony w wyszukiwarce Google.

To, co wyróżnia tę publikację od innych dostępnych na rynku to fakt, że została napisana w bardzo przystępny, wręcz napisałbym, „niezmiennie prosty” sposób. Przejrzysta struktura książki umożliwiająca czytanie jej nie tylko „od deski do deski”, połączona ze stopniowym wprowadzaniem czytelnika w arkana wiedzy związanej z optymalizacją i pozycjonowaniem stron sprawia, że czyta się ją równie miło i przyjemnie jak dwa poprzednie wydania. Przejrzystość to jednak tylko jedna cecha i wyróżnik publikacji – drugim jest język, który sprawia, że książkę przeczyta ze zrozumieniem nawet i ta osoba, która dopiero stawia pierwsze kroki w świecie algorytmów wyszukiwarek.

Jak przystało na książkę o SEO skupia się ona zarówno na teorii, jak i na praktyce. Z racji mojego „przywiązania” do dbania o jakość strony (co nie jest jeszcze domeną wszystkich osób zajmujących się SEO) ciągłe odnoszenie się do jakości i podkreślanie konieczności budowania jakościowych stron, przydatnych dla użytkownika, sprawia, że jeżeli myślisz o zbudowaniu trwałej pozycji swojej strony w Google to zastosowanie się do większości wskazówek zawartych w publikacji na pewno będzie Ci pomocnym w osiągnięciu sukcesów w pozycjonowaniu Twojej strony.

Oczywiście nie można było nie poruszyć kwestii związanych z tzw. black hat SEO. Nadal często używane ukrywanie tekstu na stronie, przesycanie stron słowami kluczowymi, chociażby w kontekście zbliżającego się wprowadzenia nowego filtru za tzw. przeoptymalizowanie stron sprawia, że każdy, kto mniej lub bardziej zawodowo zajmuje się SEO, powinien zwrócić szczególną uwagę na dział „Nieetyczne sposoby pozycjonowania”. Dużą uwagę poświęcono nadal systemom wymiany linków, chociaż moim zdaniem ich dni są policzone. Niedawno nałożony filtr na porównywarki cenowe coraz bardziej poddaje w wątpliwość sens ich stosowania (w średnim i długim okresie czasu).

Książka przybliża najbardziej popularne (według autorów) narzędzia pozycjonera, bez których wiele kwestii byłoby nie do załatwienia. Dzisiaj nie wyobrażam sobie pracy ze stronami chociażby bez trzech wtyczek do Firefoxa: Firebuga, Web Developera czy SearchStatus’a. Omawia sposoby zdobywania linków, przy czym czytelnicy, zanim zaczną masowo korzystać z giełd linków powinni przeczytać jeden z najnowszych wpisów na moim blogu o filtrze za kupowanie linków. SEO jest dziedziną, która podlega ciągłym zmianom. Jeżeli stoisz w miejscu, to narażasz się na wypadnięcie z indeksu – ciągłe zmiany wymagają … ciągłego szlifowania swojej strony, czy Ci się to podoba, czy też nie.

Jeżeli chcesz, aby Twoja strona zajmowała wysokie pozycje w Google, musisz ją rozwijać cały czas. Jak? Dostosowując ją do zmieniającej się rzeczywistości. Śledząc blogi poświęcone SEO, obserwując znane osoby na Google+ czy na Twitterze minimalizujesz ryzyko nie zwrócenia uwagi na to, co jest ważne (np. najnowszy update algorytmu Google).

Książki o SEO nigdy nie są aktualne – zawsze „przegrywają” jeżeli chodzi o aktualność treści z Internetem. Jednak doświadczenie pokazuje, że zawsze znajdą się w nich kwestie, na które albo nie zwróciliśmy wcześniej uwagi, albo – najzwyczajniej w świecie zapomnieliśmy. Wtedy lektura np. omawianej pozycji „Pozycjonowanie i optymalizacja stron WWW. Jak to się robi” może sprawić, że uda Ci się znaleźć na swojej stronie chociażby kilka kwestii do poprawy, dzięki którym strona zanotuje awans w SERPach. Czego Ci życzę.
blog.seo-profi.pl 2012-04-07

Zen prezentacji. Proste pomysły i ważne zasady

Książka „Zen prezentacji. Proste pomysły i ważne zasady” trafiła w moje ręce w najlepszym z możliwych momencie. Kolejny raz sprawdza się chińska mądrość, która mówi, że nauczyciel się pojawia, kiedy uczeń jest gotowy.

Pierwsza moja myśl po lekturze – takie książki powinny być na liście lektur obowiązkowych każdego z nas. To nieprawda, że umiejętności prezentowania są potrzebne tylko trenerom, nauczycielom i prelegentom. Żyjemy wszak w świecie, w którym wciąż coś komuś prezentujemy. A umiejętności, o których pisze autor powinny być dla nas jak alfabet – podstawą komunikacji. Nie oszukujmy się, nie jesteśmy urodzonymi mistrzami w tej dziedzinie. Takie kompetencje trzeba najpierw poznać, a potem praktykować i szlifować.

Książka Garra Reynoldsa jest bardzo atrakcyjna wizualnie. Obrazy, slajdy, zdjęcia, wizualizacje, szkice, zrzuty z ekranu, mnóstwo przykładów. Podoba mi się też dokładne pokazanie procesu tworzenia i projektowania prezentacji, a nie tylko pisanie o nim. Dzięki temu jesteśmy w stanie lepiej sobie ten proces wyobrazić i samodzielnie przez niego przejść.

Informacja jest dzisiaj dostępna na wyciągnięcie ręki (a raczej na kliknięcie myszki), więc ludzie nie oczekują od prezentera suchej informacji. Słuchacze potrzebują połączenia faktów, pokazania związków pomiędzy nimi, syntezy, szerokiego ujęcia. To jest właśnie rolą prezentera. Nie czytanie słów ze slajdów. Nie recytowanie z pamięci publikacji, czy artykułów. Misją prezentera powinno być zwrócenie uwagi, otwarcie oczu i umysłów, stymulowanie myślenia, prowokowanie, przedstawianie wiedzy w parze z jej znaczeniem i kontekstem, przekazywanie emocji, a nie tylko słów.

Książka skupia się przede wszystkim na prezentacjach przygotowywanych w programach komputerowych. To, co prawda, tylko jeden ze sposobów prezentowania, ale w moim przekonaniu, niezwykle ważny. W Power Point, czy Key Note pracuje przecież większość ludzi biznesu. Posłuchajmy zatem praktyka, który pomoże nam odrzucić utarte ścieżki, zmienić nieefektywne szablony i podejść do słuchacza i jego czasu z należnym szacunkiem.
mapymysli.com katarzyna, 2012-04-06

Ujęcia ze smakiem. Kulisy fotografii kulinarnej i stylizacji dań

Smakowite ujęcia. Dla kogo jest ta książka?

Zanim odpowiem na to pytanie, zastanówmy się: od kogo ?

- Autorką książki jest Tartalette, chyba jedna z najbardziej znanych blogerek kulinarnych, prowadząca bloga pod tytułem .. Tartalette.
- Tartalette zaczynała jako amatorka, jednak teraz jest znaną fotografką jedzenia, pracuje nad wieloma projektami prowadzi warsztaty kulinarne, które rozchodzą się jak ciepłe bułeczki, więc z pewnością potrafi przekazywać wiedzę.

Dla kogo nie jest odpowiednia ta książka?

- nie jest to książka dla osób szukających szczegółowych wyjaśnień czy wzorów – tutaj trzeba sięgnąć do innej literatury.
- nie jest to (raczej) książka dla osób zainteresowanych komercyjną fotografią jedzenia – nie znajdziecie tutaj tricków stylistów pt. „i teraz polej wszystko niejadalnym olejem, żeby ładnie błyszczało”.
- niewiele informacji znajdą tutaj fotografowie studyjni

Ujęcia ze smakiem to książka pisana przez blogerką, osobę, która kocha jedzenie i zazwyczaj fotografuje w stylu naturalnym.

Dla kogo jest ta książka? Może dla Ciebie, przekonamy się pod koniec recenzji :-)

Wydanie książki.

Kilka słów o wydaniu. Jak widać polska okładka jest brzydka i wiele osób o tym pisało, więc nie będę się powtarzać.

Dodam jednak, że tak jak inne książki fotograficzne wydawnictwa Helion, książka jest świetnie wydana – dokładnie tak, jak oryginał. Gruby, kredowy papier, nasycone kolory etc. Bardzo porządnie i solidnie sklejona. Tak więc szpecąca okładka skrywa bogate wnętrze!
Styl książki.

Książka jest napisana w bardzo „amerykańskim” stylu. Helen unika patosu czy skomplikowanych wyjaśnień. Opowiada historyjki ze swojego życia i ze swojej pracy, jako blogerki i fotografki. Czasem ma się wrażenie, że siedzi obok Ciebie i coś Ci podpowiada :-) Wrażenie to jest mocniejsze, przynajmniej dla mnie, w wersji angielskiej.
Poruszane w książce zagadnienia – co znajdą tutaj początkujący?

Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że książka jest przeznaczona w dużej mierze (ale nie tylko) dla osób początkujących. Na początku znajdziecie tematy takie jak przysłona w aparacie, ISO, czas naświetlania etc., czyli podstawy obsługi aparatu.

Przez tę część przebrnęłam dość szybko – in plus smakowite zdjęcia, na których Helen pokazuje, w jaki sposób osiągnęła dany efekt. Więcej pokazuję w filmach, tutaj jednak powiem, że autorka zawsze obrazuje to o czym mówi za pomocą zdjęć. Tłumaczy co to jest ISO? - zobaczycie zdjęcia truskawek z różnymi wartościami ISO. Tłumaczy co to jest balans bieli? Zobaczycie przykłady.

Dla mnie, jako średniozaawansowanego użytkownika aparatu, nie były to odkrywcze rozdziały, ale miło było popatrzeć na ładne zdjęcia.
Coś dla bardziej zaawansowanych.

Bardziej zaawansowani użytkownicy docenią zapewne rozdział o odbijaniu i rozpraszaniu światła. Osobiście zaciekawił mnie także ten o świetle sztucznym – był to temat, którego w ogóle nie znałam. Na korzyść książki przemawia też to, że Helen nie stosuje wielu rekwizytów studyjnych, więc nie zginiemy w gąszczu.

Uwaga! Pisząc o oświetleniu, korzysta z potężnych lamp halogenowych (więcej mówię o tym w dłuższej recenzji), które są raczej poza zasięgiem przeciętnego amatora. Niemniej, skorzystałam sporo z jej porad, fotografując z lampami studyjnymi (tutaj możecie zobaczyć moje przykładowe zdjęcie ze sztucznym oświetleniem – indyjskie ladoo).

Dla każdego coś dobrego.

Przede wszystkim jest to książka dotycząca fotografii jedzenia. Dodajmy, że naturalnej fotografii – czyli takiej, która opiera się w dużej mierze na naturalnym wyglądzie jedzenia (co nie znaczy, że nie można troszkę oszukać tu czy tam;)) oraz naturalnym świetle.

Ponieważ interesuje nas fotografia kulinarna, znajdziemy ciekawe rady dotyczące między innymi kompozycji, odbijania światła czy stylizacji potraw. Dowiecie się między innymi:

- co powinno znaleźć się w niezbędniku stylisty żywności?
- jak zaaranżować scenę do fotografii jedzenia?
- jak najlepiej wykorzystać światło naturalne?
- jak ładnie stylizować sałatki?
- jak apetycznie sfotografować lody?

Oprócz tego znajdziecie też krótki rozdział dotyczący archiwizacji i obróbki zdjęć (bardzo pobieżny), kilka porad w jaki sposób zabezpieczyć zdjęcia przed kradzieżą czy w jaki sposób je sprzedać – są to jednak rady przeznaczone głównie dla obywateli Stanów.

Dodatki i różności.

Miłym dodatkiem (przynajmniej dla mnie), było zestawienie całego sprzętu, którego używa i używała Helen, a także źródeł, gdzie zaopatruje się w dodatki do stylizacji jedzenia. Dla niektórych ciekawy może się okazać krótki rozdział o postprodukcji, przechowywaniu zdjęć i kopii zapasowych.

Tłumaczenie.

Drobna uwaga: jeśli chodzi o tłumaczenie książki, przyznam szczerze, że nie przeczytałam polskiej wersji od deski do deski (za to angielską, jak najbardziej!). Tłumaczenie wydało mi się całkiem zgrabne (nawet zabawne, jak choćby notka „statyw-wywrotyw”) i nie zauważyłam nieścisłości – jeśli jednak ktoś z Was ma tę książkę po polsku i już czytał, dajcie znać!
Ujęcia ze smakiem – podsumowanie.

Myślę, że książka powinna znaleźć się w biblioteczce wszystkich zainteresowanych fotografią kulinarną.

Nie każdy lubi specyficzny (dla mnie zbyt cukierkowy i nieco „ustawiany”) styl Tartalette, ale nie można jej odmówić talentu.

Wiele rzeczy przedstawionych w tej książce było mi znanych (podstawowe ustawienia aparatu i takie tam), ale zawsze dobrze jest przeczytać uporządkowany wywód. Książka zmobilizowała mnie np. do regularnego manipulowania światłem. Nauczyłam się też paru ciekawych tricków (np. tego, że lody lekko podtopione za pomocą słomki do picia, będą wyglądać ciekawiej) oraz zmobilizowałam do robienia zdjęć tylko i wyłącznie w formacie RAW.

Tak szybko na koniec. Plusy książki:

- przyjemnie i prosto napisana
- obejmuje różne aspekty fotografii jedzenia
- skupia się na naturalnej fotografii jedzenia
- dużo rad do zastosowania w domowym zaciszu
- piękne i porządne wydanie
- kawał dobrej roboty

Minusy

- brzydka okładka
- (z punktu widzenia osoby bardziej zaawansowanej): rozdziały niepotrzebne przeznaczone na wprowadzenie do fotografii – te informację mogę znaleźć w innych książkach. Z punktu widzenia osoby początkującej zapewne będzie to plusem.
ziolowyzakatek.com.pl Atria, 2012-03-29

Fotograf w podróży

Fotografia to magiczne zajęcie. Zdjęcie to nie tylko chwila utrwalona na karcie pamięci (kto dziś korzysta z klisz?), to czarodziejski trik który w jednym kolorowym obrazku zatrzymuje ładunek emocji jakie towarzyszyły okolicznościom powstania zdjęcia. Nie tylko w tym krótkim momencie naciskania spustu migawki, ale przez cały ten czas którego dotyczyły wydarzenia na zdjęciu. Czyż oglądając zdjęcia nie czujemy tego drżenia serca, które nam wtedy towarzyszyło, zapachu powietrza, wiatru na twarzy? Fotografia, umiejętność pobudzania uśmiechu i łez, radości i smutku, wciąż żywych wspomnień. Po pewnym czasie jakby mniej pamiętamy to co się naprawdę wydarzyło, zaś świetnie to co zamknęliśmy w kadrach dwuwymiarowego obrazka. O tym wszystkim myślałem wertując trzymaną po raz pierwszy w ręku książkę Piotra Trybalskiego „Fotograf w podróży”.

Dla kogoś kto lubi podróżować aparat fotograficzny to wspaniały przyjaciel. Utrwala ciekawe miejsca, ulotne momenty. Gdy do tego posiadamy choć podstawową wiedzę o zasadach fotografowania, tej całej magii zawartej w pojęciach „światło”, czy „przesłona”, w kadrowaniu, wtedy aparat nie tylko jest narzędziem do utrwalania przygód, ale staje się gawędziarzem opowiadającym obrazkami różne historie. Książka „Fotograf w podróży” powstała właśnie dla tych którym bliska jest idea fotografii „gadającej” do widza, dla tych którzy chcą nie tyle podnieść swoje fotograficzne umiejętności (przyznajmy to, autor w książce nie uczy stawiać pierwszych kroków w fotografii, pozostawia to innym), co poznać praktyczne rady jak fotografować w podróży, aby było to maksymalnie wygodne i efektywne (twórczo). To kompendium wiedzy praktycznej dla kogoś kto lubi podróżować i chce, aby aparat był jego druhem, a nie zawadą.

Książka składa się z sześciu rozdziałów, z których pierwszy, najkrótszy bo mieszczący się zaledwie na dwóch stronach omawia intencje autora, które przyświecały mu przy pisaniu „Fotografa w podróży”. Drugi rozdział opowiada o przygotowaniach do podróży. Tak banalne sprawy jak w co się ubrać, jak się pakować, czy dobór osprzętu mogą w pewnym momencie zaważyć nad tym, czy uda nam się zrobić dobre zdjęcie, czy też obejdziemy się smakiem. Garść rad i przemyśleń które tu zawarł Piotr Trybalski – przyznaję – zaimponowała mi. Od konkretu – jak się pakować w zależności od tego czym się będziemy przemieszczać i czy zawsze zabieramy aparat, aż do ogółu – naszej filozofii w fotografowaniu: „Ty też powinieneś zastanowić się, jakim człowiekiem jesteś. I nie walczyć ze sobą. Poddać się temu wycinkowi sztuki fotograficznej , który jest Ci najbardziej bliski, który czujesz najlepiej.” Tak jest, każdy z nas powinien o tym zdecydować, aby czerpać przyjemność z fotografii.

Kolejne dwa rozdziały to wciąż przygotowania. Autor radzi jak dobrać najlepszy dla siebie i dla danych okoliczności sprzęt oraz jak go przygotować do wyjazdu. Pewnie wielu domorosłych fotografów myśli, że posiadanie lustrzanki to wstęp do robienia dobrych zdjęć. Otóż nie do końca, polecam ten właśnie rozdział książki. Tu autor omawia zalety i wady lustrzanek i kompaktów. Podobnie jak wielu doświadczonych fotografów Piotr Trybalski wyraża przekonanie, że to człowiek, a nie aparat robi zdjęcia. Można rzec, że to banalne i oczywiste stwierdzenie, ale jednak, gdy pomyśleć genialne, bo dowodzi, że mając doświadczenie i umiejętności (coś co jest w nas przecie), a także trochę szczęścia można nawet słabym kompaktem zrobić dobre zdjęcie. Trudno wspomnieć o wszystkich kwestiach, które są omówione w tych dwóch rozdziałach. Autor opowiada więc o tak podstawowych kwestiach jak dobór odpowiedniego „szkła” (czyli obiektywu), filtrów, statywów, poprzez torby i plecaki, aż do tak zdawałoby się dla fotografii odległych rzeczy jak GPS i baterie słoneczne. Nie brak również praktycznych porad jak dbać o aparat. Wciąż imponuje mi ilość szczegółów o jakich pamięta autor i bierze pod uwagę podczas przygotowań.

Piąty rozdział to samo sedno książki. Na przykładach własnych doświadczeń Piotr opowiada o fotografii podróżniczej (w tym i reporterskiej). „Fotografowanie ludzi to bez wątpienia najtrudniejsza ze sztuk fotograficznych. W każdym zakątku globu fotografia jest traktowana nieco odmiennie. Jedni uważają zrobienie zdjęcia za próbę kradzieży duszy, inni traktują fotografa jak darmozjada, których ce się wzbogacić na czyimś wizerunku.” Człowiek, zarówno jako główny temat, ale i jego interakcja z otoczeniem, to zarazem bardzo wciągający temat, jak i duże wyzwanie. Autor szeroko omawia swoje doświadczenia związane z tą tematyką. Jak wtopić się w wydarzenia które fotografujemy, stać się maksymalnie niewidzialnym wśród fotografowanych ludzi, jak wykorzystywać otoczenie, aby podkreślić to co chcemy opowiedzieć. Poznajemy również tajniki fotografowania o różnych porach dnia, w tym tych najpiękniejszych: świcie i zmroku. Jak wtedy fotografować, jak wykorzystać zastane światło? Tu się tego dowiemy.

Skoro fotografujemy w podróży to przemieszczamy się w różnoraki sposób. Oczywiście autor o tym nie zapomniał. Znajdziemy porady jak fotografować podróżując autem, pieszo, czy rowerem, a nawet konno, czy na wielbłądzie. Osobiście najbardziej preferuję bicykl – i przyznaję, że znów się nie zawiodłem, bogactwo praktycznych porad, uwag i spostrzeżeń poruszania się na rowerze (omówione są również wady i zalety różnych sposobów podróżowania), to wszystko po raz kolejny zrobiło na mnie wrażenie.

Nie sposób wspomnieć o wszystkim. Zaznaczę więc tylko, że autor wspomina również o tym jak i czym fotografować w górach, na wodzie (a także pod wodą!), na pustyni, w upale i niskich temperaturach. Aż ciśnie się pytanie, gdzie autor jeszcze nie był, bo odnosi się wrażenie, że już wszędzie. Na koniec Piotr dzieli się z nami doświadczeniami jak katalogować i przechowywać zdjęcia. Jak edytować swoje prace, aż w końcu gdzie publikować, czy sprzedać swoje zdjęcia.

Książka jest tak bogata w treści, że ciężko omówić wszystkie jej zalety w kilku akapitach. Obejmuje takie bogactwo poruszonych kwestii, od przygotowań, aż do obróbki zdjęć i publikacji, że spokojnie można powiedzieć, że pozycja ta jest pełnym kompendium wiedzy o fotografii podróżniczej. Ogromną zaletą książki są konkretne, praktyczne informacje, cała masa porad, uwag, spostrzeżeń. Bogactwo wiedzy tu zawarte świadczy o wielu latach doświadczeń, które poprzedziły napisanie książki. A teraz my, czytelnicy możemy z tego czerpać pełnymi garściami podnosząc nasze umiejętności. Lekki język i swada to kolejne zalety pozwalające łatwo przemierzać kolejne rozdziały. Do tego zdjęcia, zdjęcia i jeszcze raz zdjęcia. Bogaty zbiór fotografii, które pomagają zobaczyć to co autor opowiada słowami. To wszystko stanowi o przydatności książki dla stawiającego pierwsze (ale i kolejne) kroki fotoreportera. Widać, że autor włożył w pracę nad książką wiele wysiłku i serca, co w końcowym efekcie dało świetny produkt – bardzo dobry poradnik wspierający fotografa w podróży.
lekturyreportera.pl Marek Bonarski, 2012-04-06
« < 1327 1328 1329 1330 1331 ... 1836 > »