ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

Najlepsze metody zarządzania stosują służby specjalne

TOP tytuł w super cenie » 50% taniej

"Nigdy nie współpracowałem z wywiadem. Pogłoski, iżbym pracował dla jednej ze służb wywiadu są przynajmniej w połowie nieprawdziwe. Niestety, z uwagi na obowiązującą mnie tajemnicę, nie mogę ujawnić, której służby to dotyczy. Major by się wściekł." - mówi Rafał Szczepanik, autor książki Komandosi w białych kołnierzykach, powieści sensacyjnej z wkładką dla szefa.


Onepress: Tajemnicza gra wywiadów, afery na światową skalę... Oto wymarzony materiał na pasjonującą powieść szpiegowską. I świetny pretekst do tego, by nieomal mimochodem uczyć czytelnika zasad zarządzania...


Rafał Szczepanik: Ludzie lubią uczyć się wtedy, gdy nauka sama wchodzi do głowy, a nie jest tam na siłę wciskana łopatą. "Uczyć się" jest zawsze lepsze niż "być nauczanym". Chciałem napisać książkę, której nie czyta się jako podręcznika ani poradnika, szczególnie, że takich jest na rynku księgarskim mnóstwo. Wolałem pokazać zarządzanie z innej perspektywy, dać czytelnikowi spojrzenie wychodzące poza utarty schemat. Sam nie lubię poradników. Ale gdy kiedyś znalazłem w pewnej księgarni bajkę o zarządzaniu zmianą, przeczytałem ją nim dotarłem do kasy. Ta bajka podsunęła mi pomysł na inny sposób pisania książek.


O: Nauka w oparciu o przykłady "z życia" to częsta metoda edukacyjna. Ale nauka w oparciu o sensacyjną prozę literacką to coś nowego. Czy podobnej metody - opowiadania pasjonujących historii szpiegowskich używa Pan prowadząc projekty szkoleniowe?


RS: Oczywiście że tak. Proszę zwrócić uwag, jak wiele wiedzy o zarządzaniu pochodzi spoza biznesu. Menedżerowie projektów czerpią pełnymi garściami z metod pracy NASA. Logistycy - z wojska. Coachowie - ze sportu. Praca dowódcy elitarnej jednostki specjalnej to kwintesencja roli menedżera kierującego grupą pod presją czasu, w warunkach dużego ryzyka. Dlatego w wielu moich szkoleniach wykorzystuję wiedzę wyniesioną z pracy z tymi ludźmi. Ucząc kierowania zespołami, stosujemy wręcz te same ćwiczenia. Nie prosty paintball, przypominający tanie mordobicie, ale np. zaawansowane scenariusze antyterrorystyczne. Zresztą wojsko nie jest jedynym źródłem inspiracji. Wiele moich ćwiczeń powstało na bazie doświadczeń z wypraw wysokogórskich, czy polarnych. Moi klienci często proszą o to, by opowiedzieć im, jak się organizuje ekspedycję. Ale interesuje ich nie tyle kwestia sprzętu czy kondycji. Raczej to, jak kieruje się zespołem podczas takiej wyprawy, jak zarządza się takim projektem.


O: Czy prywatnie jest Pan miłośnikiem powieści szpiegowskiej, czy też pisał Pan w oparciu o własne doświadczenia z wywiadem ?


RS: Rzeczywiście, lubię ten rodzaj powieści, np. z zamiłowaniem czytam Ludluma. Jego książki są znakomite zarówno w sensie warsztatu pisarskiego, jak i fabuły. Dla mnie, poza czystą przyjemnością czytania, stanowią świetne źródło inspiracji na temat tego, jak tworzyć powieść, jak zbudować strukturę książki. Ludlum był świetnym autorem, a pracę służb mundurowych znał z autopsji.

Nigdy nie współpracowałem z wywiadem. Pogłoski, iżbym pracował dla jednej ze służb wywiadu są przynajmniej w połowie nieprawdziwe. Niestety, z uwagi na obowiązującą mnie tajemnicę, nie mogę ujawnić, której służby to dotyczy. Major by się wściekł.


O: Jest Pan trenerem, współzarządzającym firmą Training Partners, prowadzi jej działania piarowe, aktywnie uprawia alpinizm, zdobył Pan oba bieguny. I dodatkowo pisze Pan książki. Jak to możliwe, by jeden człowiek mógł pogodzić ze sobą tyle różnorodnych aktywności?


RS: Na wyprawy - w góry i na bieguny - jeżdżę w czasie wolnym, którego mam dużo dzięki fantastycznym wspólnikom. To jest wielka frajda, prowadzić firmę ze wspólnikami których się lubi i którym się ufa. Dzięki temu, gdy jeden kieruje biznesem, inny może na dwa miesiące wyjechać. Oznacza to oczywiście mniejsze pieniądze, bo gdy nie pracuję, nie zarabiam. Ale to jest wybór "coś za coś". Miesiąc noclegów w górskim namiocie na szczęście wychodzi taniej, niż tydzień w ośrodku SPA.

A książki piszę głównie zimą. Mam wtedy więcej czasu, bo specjalizuję się w tzw. szkoleniach outdoor, organizowanych w plenerze. Zimą jest ich mniej.

Wszystko da się pogodzić, jeśli pracuje się w sprawnym zespole, wykształci się dobrych zastępców i nie przepuszcza czasu przez palce.


O: Jeden z czytelników Pana poprzedniej powieści, 17 śmiertelnych błędów szefa, nazwał Pana drugim Markiem Krajewskim. Czy tak, jak ten lubiany polski autor mrocznych kryminałów o Wrocławiu, planuje Pan kontynuować sagę o Ryszardzie Nowickim? Czy też przy kolejnej książce wróci Pan do formuły czysto poradnikowej?


RS: Myślę, że do zdolności literackich Pana Marka dużo mi jeszcze brakuje. I ten dystans może się nie zmniejszyć, bo Marek Krajewski jest perfekcjonistą, który potrafi pracować wiele godzin nad jednym zdaniem, aż nabierze ono idealnego rytmu i brzmienia. Ja tak nie potrafię. Moja woda do kąpieli jest znacznie cieplejsza.

Jednak Ryszard Nowicki nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Pewna mafia, która dzięki stworzeniu i realizacji znakomitej strategii zmiotła z rynku swoich konkurentów, teraz obławia się, korzystając z kryzysu. Ktoś ten układ musi powstrzymać. To oczywista oczywistość...


Przejdź do strony książki